poniedziałek, 25 lutego 2008

Czy Ameryka wybiera ?

Pisząc na te szacowne łamy – których przecież wcale nie ma, ot tylko ciągi zer i jedynek w komputerku – pisząc zatem na nie, nie można nie zadać pytania zasadniczego: czy Ameryka w ogóle wybiera?

Odpowiedź na to pytanie jest równie prosta, jak i ono samo: tak, Ameryka wybiera (tj. wybierają ci amerykańscy wyborcy, którzy pofatygują się do urn w odpowiednim czasie). Po co więc to pytanie? Po to, by ukazać, że Ameryka zamiast decydować, niestety tylko wybiera.

Pora więc się wytłumaczyć z powyższego rozróżnienia. W mojej opinii, wybór polega na wskazaniu jednej z kilku możliwości (a więc także wskazanie losowe), decyzja zaś – na wyciągnięciu praktycznych wniosków z wartości, które się wyznaje oraz wzięcia pod uwagę mniej, lub bardziej istotnego komponentu, jakim jest rzeczywistość (chodzi tu np. o kalkulację szans). Mówiąc o tym, że Ameryka wybiera, równocześnie nie decydując, mam na myśli to, iż większość amerykańskich wyborców nie podejmie decyzji, lecz dokona wyboru w powyższym sensie.

Nie jestem specjalistą od Ameryki – zaznaczam od razu. Moje z nią związki ograniczają się do ściśnięcia paru amerykańskich dłoni, uzależnienia grubości giełdowego portfela od decyzji FEDu oraz wypicia jednej kawy w Starbucksie. Nie przeszkadza mi to jednak w postawieniu tezy z poprzedniego akapitu, ani podjąć się przedstawienia analogii między ichnią sceną polityczną, a sceną rodzimą. Twierdzę bowiem, że następstwem tego, że Ameryka tylko wybiera będzie podobna sytuacja do tej, którą z bólem serca oglądałem w zeszłym roku w Polsce. Szał pingwina, czyli owczy pęd.

Warto zauważyć, że choć w Ameryce chodzi o wybory prezydenckie, a w Polsce parlamentarne, w istocie różnica między nimi nie jest zasadnicza. Jest tak z uwagi na to, że w systemie amerykańskim jest tak naprawdę dwóch kandydatów do fotela prezydenckiego, nominowanych przez dwie wielkie partie. Wyboru dokonuje się de facto między nimi (po uprzednim rozstrzygnięciu w prawyborach tego, kto będzie kandydatem). Nie psuje więc to naszej analogii z wyborami parlamentarnymi w Polsce.

Alternatywa w poprzednich wyborach parlamentarnych w RP, to rzecz jasna PiS oraz PO. Nie przymierzając – kopia amerykańskiej alternatywy Republikanie vs. Demokraci. Porządek, w którym wymieniłem nazwy partii nie jest przypadkowy, ale można go odwrócić – dla jednych PiS jest bardziej demokratopodobny, inni z kolei wolą moje przyporządkowanie. Jak mniemam – jest one istotnie lepsze, chociażby z uwagi na obecność zarówno w PiS jak i u Republikanów znienawidzonej osoby Wodza. Z jednej strony mamy Demiurga Jerzego, który rzuca bombami na prawo i lewo, trzymając żelazną ręką nie mniej żelaznego Bena z FED. Z drugiej zaś Zimny Strateg Jarosław, który nie dość że na prawo i lewo rzuca agentami CBA, to jeszcze kamienuje Sawicką za życia, pociąga za spust Blidowej i kontroluje NBP przez marionetkę – Skrzypka. Pasuje jak ulał.

Inna sprawa – rola mediów. Tak w USA, jak i u nas, media odgrywają znaczącą rolę w utwierdzaniu potencjalnych wyborców w wierze w dualizm. W prawyborach w USA walczą kandydaci Republikanów z kandydatami Demokratów (a przynajmniej tych dobrze widać) – w Polsce masz jeden dzień by zmienić wszystko (czyli przepędzić Kaczora i wybrać Donalda).Tu i tu w szranki staje także plankton. W USA wciąż bez powodzenia, nad Wisłą wciąż jednak coś wywalcza (w tym sejmie tylko PSL i LiD – ilość planktonu gwałtownie spada!).

Ostatnia analogia – start oszołoma i reakcje na niego. W USA mowa o Ronie Paulu popieranego przez szeroką rzeszę – od libertarian, po katolików (choć nie startował z własnej stajni, podczepiając się pod Republikanów, podobnie jak nasze rodzime oszołomy), w Polsce zaś o środowiskach Prawicy Rzeczypospolitej i Unii Polityki Realnej. Tu i tu zarówno reakcje mediów są podobne (w USA pomijano Paula w wynikach prawyborów, w których osiągał np. 2 miejsce!, jak w Nevadzie; robiono z niego także rasistę). W Polsce tymczasem wyprawiano nieco większe cuda – od niewpuszczenia Korwina do TVP, przez przerywanie konferencji prasowych, po zrobienie z niego dzieciożercy, etc. Podobne są także reakcje na te działania – prowadzenie intensywnej kampanii za pośrednictwem Internetu, bezpośrednio wśród ludzi i przez oddanych sympatyków. Rezultaty wyborcze obu panów pozostają nieco odmienne, ale to chyba jedyna różnica.

Tyle na temat analogii. Po wyborach w Polsce, w związku z wysoką frekwencją słyszałem często opinie o tym, że tzw. polska demokracja jest dzięki temu silniejsza. Zakładając, że historia lubi się powtarzać i w USA – wzorem Polski – wyborcy również tylko wybiorą bez podejmowania decyzji, także i tam demokracja stanie się silniejsza. Niestety jest to termin mylący, ta siła. Jest tak dlatego, gdyż używanie go w tej sytuacji oznacza przyjęcie tezy, że demokracja silna jest wówczas, gdy ludzie wybierają, tj. ludzie uwiedzeni medialną paplaniną, ulegają jej propagandzie i owczemu pędowi sąsiadów. Jest koniunktura na walenie w PiS – Polacy wybierają PO. Jest koniunktura na demonizowanie Republikanów – Amerykanie wolą Baracka ze stajni Demokratów. Po jednej, jak i po drugiej stronie Oceanu decyzję sensu stricto podejmują inni – ci, którzy mają największy wpływ na medialnego matrixa. Ci sami, którzy w USA marginalizują Rona Paula (np. na FOX News) i ci sami (per analogiam), którzy udają że Korwina i Jurka nie ma.

Co robić? Najlepiej wejść na YouTube, poprzeglądać blogi kolegów, zrobić rachunek sumienia definiując cele do których ma dążyć państwo, następnie sposoby realizacji tych celów. Po tych operacjach czeka już tylko znalezienie ludzi, którzy uważają podobnie, chce im się kandydować i będą idei trzymać się jak dziecko matczynej spódnicy. Jeśli takich nie ma – to albo nic nie robimy, albo tworzymy własną inicjatywę. Jeśli są – głosujemy. A miglancom w krawatach, które im kupiła telewizja, powiedzmy za narratorem jednego z filmów na YouTube: Pier**lę taki sklep, gdzie nie ma wyboru!

To, że Amerykanie tak nie powiedzą – widać już po wynikach prawyborów. To, że dokonują wyboru de facto go nie dokonując, powiedziałby – gdyby żył – sam Friedrich A. Hayek, nazywając obie pary plemion: PiS z Republikanami vs. PO z Demokratami, jednakowo: SOCJALIŚCI.

Maciej Gnyszka


Brak komentarzy: