„Hillary budzi się do życia"
By John Dickerson
Slate, Monday, Feb. 11, 2008
Doświadczenie wyniesione z poprzednich konwencji nakazuje twierdzić, iż Clinton jest skazana na niepowodzenie. Nie dajcie się zmylić.
Paradoksalnie, najlepszą wiadomością dla kampanii wyborczej Hillary Clinton może być to, iż balansuje ona na krawędzi. W sezonie wyborczym, kiedy doświadczenie poprzednich konwencji już tyle razy dawało mylne wskazówki, Hillary może nabrać otuchy w związku z faktem, iż obecnie wśród klasy politycznej dominuje pogląd, iż Barack Obama zmierza niepowstrzymanie w kierunku nominacji.
Obamie udało się wygrać ostatnich pięć prawyborczych zawodów, i to z dużym marginesem zwycięstwa. [W zeszłą środę zaś, 13.02 lutego wyszedł on na prowadzenie wśród kandydatów demokratycznych po „prawyborach Potomaku" w stanie Maryland, Virginia i Dystrykcie Kolumbii].
Sztab wyborczy Clinton przewidział, iż będzie to korzystny okres dla Obamy, i że dadzą sobie z tym radę. Jednakże, ta nonszalancja legła w gruzach, gdy Clinton zastąpiła w tym tygodniu menadżera swej kampanii. (Prowadzimy – czas wywalić głównego rozgrywającego!) Obama po raz pierwszy wygrywa również z Clinton w ogólnokrajowym sondażu oraz lepiej radzi sobie w zestawieniu z potencjalnym przeciwnikiem Johnem McCainem. Obama ma więcej pieniędzy, może je łatwo w razie potrzeby zebrać oraz nieustannie przyciąga rzesze zwolenników. (Powinien on podróżować z przenośną salą dla nie mieszczącej się publiczności, jako że na każdym spotkaniu z jego udziałem takowa staje się potrzebna.)
Ale nie wszystko jeszcze stracone dla tych, którzy popierają Hillary Clinton. Poniżej kilka powodów dla których nie powinni oni tracić nadziei:
1. Clinton ma głos: Pomimo swego sukcesu, Obamie nie udało się jak do tej pory ugruntować swej pozycji wśród kluczowych grup wyborców. Kobiety, Latynosi oraz mniej zamożni obywatele Ameryki popierają wciąż Clinton. Obama jest kandydatem, który rzekomo posiada szaleńczo oddany elektorat, ale tymczasem, gdy Washington Post zapytał niedawno wyborców demokratycznych, jak silnie popierają swego kandydata, szeregi Clinton okazały się gorliwsze.
Do tych szeregów należą wyborcy, którzy pomogli Clinton utrzymać swą pozycję w dużych stanach w Super Wtorek, po tym jak Obama zwyciężył w stanie Iowa i Południowej Karolinie. Zdołał on zyskać wśród nich kilka przychylnych głosów (zwłaszcza wśród kobiet z Iowa i Maine), ale nie odniósł większego sukcesu wśród tych nadal oddanych Clinton grup.
Co więcej, poparcie dla Clinton ze strony tych kluczowych grup demograficznych sprawia, iż staje się ona bardziej wiarygodna, gdy próbuje przekonać ludzi, iż Obama to współczesny George McGovern [demokratyczny kandydat na prezydenta w 1972 r.- mimo grania kartą anty-wietnamską przegrał wyraźnie z Richardem Nixonem] – maskotka partyjna, za którą stoi mur bogatej liberalnej prawicy. „Co to byłby za nominat, który nie może zdobyć głosów klasy pracującej?" – mówi jeden ze strategów kampanii Clinton. I to jest dobre pytanie.
Clinton będzie liczyła na wiernych jej wyborów podczas swego comeback 4 marca, kiedy to ma nadzieję, iż biała klasa robotnicza z Ohio oraz Latynosi z Texasu dadzą jej upragnione zwycięstwo. Wczesny test, który dostarczy odpowiedzi na pytanie, czy niebieskie kołnierzyki okażą się lojalne wobec Clinton może mieć miejsce w Wisconsin, które w przyszłym tygodniu pójdzie do lokali wyborczych. Miasteczka studenckie podążą za Obamą, jednakże większość tego stanu przypomina bardziej Ohio, więc ta reszta zagłosuje prawdopodobnie na Clinton. Jeśli nie, Hillary znajdzie się w tarapatach.
2. Niedola faworyta. Któż chciałby być faworytem w tym wyścigu? Kiedy tylko właśnie ktoś zostaje namaszczony, zaraz traci rezon. I to nie jest jedynie przesąd. Pierwszoplanowy kandydat podlega różnorakim naciskom. W pewnym momencie w szeregi zwolenników zakraść się może uczucie, które da się porównać z kacem moralnym, jaki odczuwamy po nie do końca przemyślanym zakupie. Im więcej Demokraci skupiają uwagę na Obamie, tym bardziej możliwa staje się sytuacja, iż zaczną martwić się, czy na pewno stanowi on dobry materiał na prezydenta. Hm, może i ma on doświadczenie, ale nigdy przecież nie został sprawdzony. (Tego typu dręczące niepokoje mogą być powodem, dla którego ludzie w dniu wyborów w ostatniej chwili zmienią swoje zdanie i przerzucą poparcie na Clinton).
A więc Obama może niedługo poczuć się pod większą presją ze strony prasy. Historie, o których zapomniano podczas toczącego się w zawrotnym tempie, pierwszego etapu wyścigu wyborczego, mogą znów zostać poruszone. Ponadto, obecnie większa liczba reporterów zajmuje się mniejszą ilością kandydatów, a prasa będzie czuła obowiązek aby zweryfikować kandydata, który wydaje się zmierzać prosto do celu jakim jest nominacja.
3. Cynicy za Clinton. Nominacja Demokratów sprowadzać się może do 796 superdelegatów. Sposób, w jaki sposób ci wysocy urzędnicy publiczni i działacze partyjni [party insiders] będą głosować, pozostaje tajemnicą. Mogą wybrać kandydata, bazując wyłącznie na swej własnej niezależnej ocenie, mogą podążyć za wolą narodu, mogą poróżnić się w swych wyborach. Jeżeli Obama zasieje ferment w stanach, w których raczej by nie wygrał, może być w stanie przekonać sporą część superdelegatów, iż jest tym właściwym kandydatem i na tym będzie koniec. Jeżeli jednak wyścig będzie wyrównany, zakulisowa walka będzie działała raczej na korzyść Clintonów. Mają oni więcej kontaktów z wtajemniczonymi ludźmi z partii i dobrze znają zasady tej gry (jest to coś, co zarzuca im Obama). Obama potrafi poruszyć 20 tysięczny tłum, ale to drużyna Clinton lepiej radzi sobie ze sprawami wewnątrzpartyjnymi. Przykładowo, gdy Clinton mówi, iż jest w stanie walczyć z Republikańską „maszyną atakującą", zaufani ludzie partii, którzy mieli okazję poznać tą walkę wystarczającą dobrze, mogą łatwo kupić argument, iż pomimo inspirujących wypowiedzi Obamy, tylko Clintonowie rozumieją to, co jest niezbędne do walki z Grand Old Party (Partia Republikańska).
W wyścigu, w którym tyle oczywistych rzeczy okazało się nie być oczywistymi, każdy walczący kandydat może znaleźć powód, dla którego uda mu się wytrwać, zwłaszcza jeśli jest to kandydat, który swojego czasu wydawał się nieunikniony. Oczywiście, kręte drogi wyścigu wyborczego stały się obecnie już tak przewidywalną częścią mądrości, której uczy doświadczenie poprzednich konwencji, iż może przyszła pora na koniec tych zawiłości oraz moment, w którym znów zacznie liczyć się impet. W tym wypadku jednak, Clinton jest skazana na niepowodzenie.
http://www.slate.com/default
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz