poniedziałek, 18 lutego 2008

Greg Sheridan: "On the Trail of a War Hero".

On the Trail of a War Hero
Greg Sheridan, 16 lutego 2008, The Australian

John McCain to na przestrzeni całego stulecia najciekawszy kandydat na prezydenta, jakiego Ameryka nie widziała od Theodora Roosevelta. Kilka tygodni temu pożyczyłem od znajomego pamiętniki McCaina „Faith of My Fathers" (Wiara mych ojców), wydane w 1999 roku. Zaskoczyło mnie jak bardzo jest ona pomijana podczas obecnych wyborów. Podejrzewam, że w ciągu dekady jej treść zdążyła się rozpłynąć w amerykańskiej świadomości politycznej. Pamiętniki poświęcone są nie tylko życiu McCaina, ale też jego ojca i dziadka, którzy obydwaj byli admirałami amerykańskiej marynarki wojennej.

Dziadek McCaina był niepoślednią postacią czasów drugiej wojny światowej i jako dowódca potężnej jednostki taktycznej na Pacyfiku odegrał kluczową rolę w zdobyciu Okinawy i w innych bitwach. Był nakręcany niesamowitą siłę woli. Kiedy przyznano mu lotniskowiec jako okręt dowódczy, dla zdobycia zaufania wśród żołnierzy nauczył się latać, choć miał już piąty krzyżyk na karku. Co prawda latanie z nim było uznawane za bardziej niebezpieczne, niż walka na linii frontu.

Dokonania ojca McCaina były jeszcze większe. Z natury był zahukany i nie mógł liczyć na taki posłuch jakim obdarzony był rubaszny senior. Miał niski wzrost, chuderlawą postawę, a psychicznie wykazywał się głęboką religijnością. Jednak jego dzielność i osiągnięcia jako komandora łodzi podwodnej wywindowały go z czasem na stanowiska dowódcy amerykańskich sił morskich na Pacyfiku, co jest drugą najwyższą fuchą, jakiej można dochrapać się w marynarce.

Z taką rodzinną tradycją i wysoką poprzeczką oczekiwań musiał się zmierzyć młody John. Odreagowywał przekorą, buntem i chamstwem, może nawet przypominał w tym młodego George'a W. Busha. Urządzał ostre popijawy i bisurmanił dziko z dziewczynami, aż w dniu rozdania dyplomów skończył akademię z marną piątą lokatą od końca. Im jednak dłużej służył w marynarce, tym rychlej się statkował. Był błyskotliwym pilotem myśliwca, coraz bardziej cenionym dowódcą, gdy w 1967 roku w locie nad Hanoi został zestrzelony i poważnie ranny.

W Wietnamie McCain spędził ponad pięć lat torturowany w więzieniu. Prawie połowa książki „Faith of My Fathers" poświęcona jest temu okresowi i czyta się ją z rosnącą fascynacją. Wśród szorstkich słów wyziera bowiem niezwykła prawda o synu admirała, który odrzucił ofertę wcześniejszego zwolnienia, dopóki jeńcy schwytani przed nim nie zostaną wypuszczeni.

McCain jest przekonany, że mając status karty przetargowej w rozgrywkach dwu armii był lżej torturowany od wielu z kolegów, których zaszlachtowano podczas przesłuchań. Wymienia i opisuje jeńców, którzy wykazywali się większą od niego odwagą.

W książce McCain nie skupia się na łamaniu kości i opisywaniu tortur, choć opisuje okoliczności podpisania przez siebie „lojalki", w której przyznawał się do niepopełonionych zbrodni wojennych, w tym bombardowania (choć był pilotem myśliwca). Bardziej opisuje swoją drogę emocjonalną, intelektualną i duchową w czasie tych pięciu lat uwięzienia, w tym dwa pełne lata całkowitego odosobnienia i dwu prób samobójczych przed podpisaniem „lojalki".

Świadectwo McCaina nie jest zwykłą relacją na potrzeby archiwów, jest raczej dziełem na miarę Viktora Frankla, żydowskiego psychiatry z Wiednia, który ocalał z Auschwitz. W „Ludzkim poszukiwaniu sensu" Frankl umieścił takie słowa: „Można wszystko odebrać człowiekowi, za wyjątkiem jednej z jego wolności – to on jest panem, jeśli chodzi o wybór swojego nastawienia do zdarzeń". McCain i Frankl dochodzą do tych samych wniosków – że nawet w sytuacji skrajnej człowiek ma zarówno pole wyboru między dobrem a złem, jak też ciąży na nim moralna odpowiedzialność – że bardziej niż jedzenia, schronienia i spokoju, człowiek łaknie sensu – że oddanie się sprawie, która cię przekracza jest wyzwalające i czyni znaczącym słowo „człowiek" – że spełnianie zachcianek nie prowadzi do szczęścia, w odróżnieniu od dawania siebie i oddawania z siebie. Dla McCaina źródłem tych wartości jest wiara.

Frankl uważał, że psychoanaliza powinna pogodzić się z tym jak wielką pozytywną moc niesie w sobie wiara, a co za tym, że umysł ludzki nie jest tylko chemiczną maszyną, reagującą na bodźce, ale istnieje też w człowieku sfera transcendencji, która jest poza zasięgiem zewnętrznych bodźców.

Przenikliwość doświadczenia i moc osądu McCaina nie sprawia jeszcze, że będzie dobrym prezydentem. Ale książka, którą podyktował jest dowodem na wykutą szlachetność tego człowieka. Ta książka rzuca światło na znaczenie ludzkiego losu, na konsekwencje naszych wyborów i na odczytywanie naszego przeznaczenia – i to nie jest typowe dla polityka.

Pamiętniki McCaina kończą się powściągliwie, ale pewnie ich autor przytaknąłby ostatnim zdaniom książki Frankla: „Jesteśmy realistami, bo poznaliśmy człowieka jakim jest. To człowiek jest istotą, która wymyśliła komory gazowe Auschwitz, ale też to człowiek jest istotą, która wyprostowana wchodziła do komór gazowych z Pater noster albo Szma Israel na ustach".

(tłum. Andrzej Kozicki)

Brak komentarzy: